sobota, 16 sierpnia 2014

Od Skayres - Nowa wataha

Minął tydzień, odkąd postanowiłam opuścić rodzinną watahę. Wszystko miało być takie cudowne! Obiecywałam sobie, że dołączę do jakiegoś stada, poznam wiele nowych wilków, będę przeżywała wspaniałe przygody... Wyszło jednak trochę inaczej. To już trzeci dzień, odkąd wędruję po jakimś pustkowiu. Wokół nie ma ani jednej żywej duszy. Nie mam bladego pojęcia, gdzie się teraz znajduję. Gdybym tylko mogła, na pewno cofnęłabym się w czasie i nigdy nie odeszłabym z watahy... Niestety, podjęłam głupią decyzję, więc teraz muszę żałować. Po chwili poczułam kroplę wody, która spadła prosto na mój nos i spłynęła po pysku. W ciągu kilku sekund porządnie się rozpadało.
- Tylko deszczu brakowało - westchnęłam. 
Na szczęście znajdowałam się niedaleko wielkiego dębu. Skryłam się pod jego gałęziami. Otrzepałam się z wody i usiadłam, opierając się o pień drzewa. Naprzeciwko mnie znajdowała się niewielka rzeka, a zaraz za nią las. Wpatrywałam się w zachmurzone niebo i zaczęłam rozmyślać. Wyobrażałam sobie, że jestem samicą alfa w wielkiej, potężnej watasze. Miałabym przystojnego, kochającego mnie partnera i czwórkę brykających szczeniąt, które wychowywałabym jak najlepiej. Wiodłabym szczęśliwe życie i nigdy nie byłam samotna, a na pewno nie tak, jak w tym momencie. Szybko zrobiłam się senna. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o drzewo. Rozluźniłam się. Nagle usłyszałam wycie wilka. Zaczęłam nasłuchiwać. Nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam. Po chwili jednak znów się ono powtórzyło. Było głośne i wyraźne, miałam więc nadzieję, że ów wilk jest gdzieś niedaleko. Byłam prawie pewna, że znajduje się po drugiej stronie rzeki, w lesie. Niestety, deszcz nie ustawał. Padało coraz mocniej. W tym momencie przestało mi to jednak przeszkadzać. Rzeka wydawała mi się być dosyć głęboka. Przepłynięcie jej zajęłoby mi dużo czasu, którego nie miałam zbyt wiele. Na szczęście wpadłam na pomysł. Jedna z moich mocy to zamrażanie oddechem, dlaczego więc by jej teraz nie wykorzystać? Wzięłam głęboki wdech i zamroziłam część wody, tworząc coś w rodzaju lodowego mostu. Szybko przebiegłam na drugą stronę i udałam się do lasu. Nie dostrzegłam tam żadnego psowatego. Zawyłam w nadziei, że ktoś mnie znajdzie. Po chwili usłyszałam czyiś głos:
- Co tu robisz? 
Odwróciłam się. Za mną stał granatowy basior z jaśniejszymi znaczeniami na łapach i na pysku. 
- Cześć. Mam na imię Skayres - przedstawiłam się.
- Max - wilk podszedł do mnie i podał mi łapę na przywitanie. 
- Wiesz może, czy w pobliżu jest jakaś wataha? - zapytałam. 
- Owszem. Ten las należy do terenów Watahy Przeznaczenia, a ja jestem jej samcem gamma - odparł.  
- Zaprowadzisz mnie do alfy? 
- Z chęcią. Mogę spytać, co tu robisz podczas takiej ulewy? - uśmiechnął się. 
- Zgubiłam się. Długa historia, nie mamy na nią czasu - odpowiedziałam. 
Max szedł przodem, a ja zaraz za nim. Nagle zauważyłam, że deszcz przestał padać. Na niebie widniała piękna tęcza. Nowo poznany wilk zaprowadził mnie do jaskini, która znajdowała się na kwiecistej polanie. Zapukał. 
- Proszę! - wydobył się głos ze środka jaskini.
- Myślę, że sobie poradzisz. - powiedział basior i ruszył w swoją stronę. 
Weszłam do jaskini. W środku zauważyłam śliczną błękitną waderę. Była w trakcie spożywania posiłku. Miała niezwykle puszysty ogon. Bardzo spodobały mi się jej kręcone, długie włosy, które były trochę jaśniejsze od futra. Spojrzała się na mnie i uśmiechnęła. Wydawała się być bardzo sympatyczna. 
- Dzień dobry - przywitałam się i podeszłam do niej.
- Witaj. Nie należysz do mojej watahy, prawda? 
- Nie. Trafiłam tu przez przypadek - odparłam. 
Spostrzegłam, że wadera ma śliczne, fiołkowe oczy. 
- Jestem Isabella. 
- Ja mam na imię Skayres. Szukam watahy, do której mogłabym dołączyć - oznajmiłam. - Czy tutaj znajdzie się dla mnie miejsce? 
Wadera dokładnie mi się przyjrzała. 
- Czy twój żywioł to woda? - spytała. 
- Nie, moim żywiołem jest lód - odpowiedziałam niepewnie.
- Och... - westchnęła. - Wybacz, ale do Watahy Przeznaczenia przyjmowane są jedynie wilki z żywiołem wody.  
W tym momencie straciłam wszystkie nadzieje. 
- Nie mogę być wyjątkiem? 
- Przykro mi. Chociaż... - Isabella zagryzła wargę. - Niedaleko stąd przeniosła się pewna wataha. To duży teren. Znajduje się tam wiele niezamieszkanych przez nikogo jaskiń. 
- Naprawdę? - ucieszyłam się. - Możesz mnie tam zaprowadzić? 
- Kochanie, trafisz sama, gwarantuję ci to. Idąc tutaj pewnie przechodziłaś przez plażę. Stamtąd widać wielką wyspę. Wystarczy, że przejdziesz tam dróżką i masz całą tą wyspę do dyspozycji - wytłumaczyła. 
- Dziękuję! - krzyknęłam. 
Byłam tak podekscytowana, że zapomniałam się pożegnać. Już wtedy zaczęłam myśleć nad nazwą swojej watahy. Tak... Założę własną watahę. To będzie coś wspaniałego! Wybiegłam z jaskini i udałam się na plażę. Na szczęście znajdowała się ona niecałe pięćdziesiąt metrów od jaskini Isabelli. Szybko znalazłam się na miejscu. Piasek był bardzo miękki i przyjemnie się po nim chodziło. Dostrzegłam ścieżkę, o której mówiła samica alfa. Łączyła ona plażę z wyspą. Pobiegłam w tym kierunku i już po chwili znajdowałam się na terenie mojego nowego stada. Szłam wzdłuż rzeki i podziwiałam widoki. W oddali widziałam góry i - jeśli się nie mylę - wodospad. Po kilku, kilkunastu minutach zauważyłam polankę. Była dosłownie otoczona jaskiniami. Wszystko było takie wspaniałe, takie idealne, że aż trudno było mi w to uwierzyć. Weszłam do wybranej jaskini i rozejrzałam się. 
- To mój nowy dom - szepnęłam zadowolona. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz